Andrzej Popielski

Po sensacjach podsłuchowych rodem nie tylko z restauracji „Sowa & Przyjaciele“, porady “Niezbędnika BHP polityka XXI wieku” powinny brzmieć tak:

– Gości swoich dla higieny rewidować w celu odpchlenia przed ważnym spotkaniem typu hybrydowego (wymieszaną pijacką gadaniną o państwie i jego tajemnicach, przybrudzonych biznesach i towarzyskich pierdołach, z interpunkcją ujednoliconą na „k…” i „ch…” się zaczynającą – czyli często słowne rzygowiny pachnące kosztownym armagnacem). Losowo zmienić stolik w stosunku do zaproponowanego przez obsługę. Przejrzeć i ostukać zastawę. Przyjść ze szklarzem – konieczne będzie usunięcie na czas rozmowy szyb z okien wystawowych; później je wstawi. Firanki i zasłonki są niewskazane, mogą posiadać zainstalowane ukryte mikrofony, trzeba je zdjąć przed wyjęciem szyb okiennych. Rozsądnie będzie również wykręcić żarówki – nie chodzi tylko o intymność w półmroku. Wymieniać myśli należy szeptem, będąc zasłoniętym do otoczenia, mikrofon kierunkowy może okazać się wtedy bezużyteczny – Akumulator z telefonu komórkowego wrzucić do wazy z gorącą zupą, może być creme z zielonego groszku. Gdyby nie pomogło, użyć urządzenia zagłuszającego… Te kilka dziecinnnie prostych działań ochronnych, wykonalnych także dla inteligentniejszych polityków, ogranicza możliwości podsłuchania, choć lepiej nie być przesadnym optymistą. Lepiej także ubezpieczyć spotkanie, może po nim powstać kilka szkód dotkliwych.

Milczenie jest złotem. Teraz szczęśliwy bez obaw byłby filozof Diogenes, stanowiący zaprzeczenie tego przysłowia.. Pewnie gadał jak najęty, ale nie był posiadaczem posiadłości i stanowisk, a tylko dużej beczki mieszkalnej po winie. Nie miał nawet rydwanu marki maybach. Wino było tanie, a poglądy miał w głowie. Chłop – pomimo codziennej chwiejności – miał w tej sprawie sztywny kręgosłup. Patrząc na obecną aferę podsłuchową, ta jak na razie jest głównie o podłożu obyczajowym. Dowiadujemy się z niej np. że prawnuk wieszcza narodowego pisarstwa i największy rządowy intelektualista stawia przecinki i kropki w postaci, od której więdną uszy. Fatalnie to świadczy o politykach, ale są naprawdę ważniejsze sprawy. Zaś o tym, że handluje się stanowiskami we władzy i biznesami wiadomo od tysiącleci, bez żadnych efektów w poprawie uczciwości…Wszyscy uczciwi krzykacze też mają sumienia i ręce brudne.

Za rozwojem elektroniki i informatyki nie nadąża moralność, nawet nie próbuje. Na pociechę poszkodowanym można powiedzieć, że dzisiaj człowiek nieinwigilowany, to człowiek który nic nie znaczy, a więc jest nawet mniej ważny od takiego, co go nie ma Facebooku. Z sytuacyjnych plusów/minusów (wybrać właściwe) faktem jest, że dziennikarze odkrywają w ten sposób kołdrę władzy, smrodząc w publiczny eter. To rodzaj społecznej klimatyzacji. Ale ocena metod ich pracy prowadzi do konkluzji, że oni i wydawcy to nie high society, a stado kundli bez zasad. Na szczęście nie wszyscy.

To roboczy fragment mojego felietonu. Cały będzie można przeczytać w czasopiśmie “Systemy Alarmowe” nr 4/2014.